wtorek, 9 sierpnia 2011

Bumerang i lato

Pod drzewami było jeszcze do zniesienia. Ale w parkach, na skwerach i na trawnikach nawet źdźbła trawy więdły i traciły wiotkość. Wszystkie żywe stworzenia szukały wytchnienia pod krzakami, ryzykowały życie, próbując ochłodzić się w kałużach. Normalnym widokiem była więc wspólna kąpiel ptaków różnego gatunku, gwałt, jaki czyniły, przepychając się do "wodopoju" i ich pierzaste ciałka zanurzone w wodzie.

Psy odczuwają upał, ale zwycięża w nich instynkt spaceru. Domagają się wyjścia na dwór czy to deszcz, czy skwar. Nie inaczej jest z Bumerangiem. Termometr bezlitośnie wskazuje 30 stopni. A mimo to pies popiskuje, podaje łapę lub trąca nosem swojego ociągającego się właściciela. Wystarczy tylko dopiąć smycz do obroży i czarny futrzak wesoło zeskakuje z wirujących stopni gomułkowskiego bloku prosto na trawę.

Mija 10 minut. Werwa Bumeranga ulatuje wraz z ciepłym powietrzem. Łapy przebierają w powietrzu coraz wolniej, z pyska wystaje język jak szynka do marynowania na ruszcie. Ostatnie podrygi to w zasadzie wybór miejsca na leżenie. I wreszcie pada, majestatycznie, z pomrukiem. Najpierw opada do warowania, potem, w miarę odpływu sił, pokłada całe swoje włochate ciało na chodnik, dysząc z lekka. Doskonale kontrastuje z zielenią żywopłotów tuż za swoim grzbietem, czerwienią płytek chodnikowych i bielą pobliskich budynków. Nic nie jest go w stanie ruszyć z przyjemnej siesty. Nic oprócz człowieka.

Zwykle porusza starszych ludzi. Jakby mieli współczucie dla odmawiających posłuszeństwa nóg, załamania zdrowia, czy zwyczajnie dolegliwości podczas upału. Podchodzą, wyciągają ręce, czasem w ich torebkach znajdzie się nawet woda. Bumerang wody nie chce, odwraca się jednak i próbuje powstać na widok wyciągniętych ku niemu rąk.

-Piesiulku, co ci. Piesinko biedna - mówią.

Bumek dźwiga się nareszcie z łap, z tą samą miną, z jaką wychodził na spacer i jest  stanie przejść jeszcze kilka, kilkanaście metrów. Po tym dystansie znów pada w oczekiwaniu na wizytę kolejnej starszej osoby. A jeśli temperatura pozwala, wówczas, oszołomiony i powolny, skręca na schody do klatki schodowej. Szynka wystaje z paszczy, oczy przymykają się. Instynkt był silniejszy, ale pewnie Bumek wiele by dał za toaletę, aby nie musieć wychodzić albo duży ogród, gdzie można i spacerować, i leżeć, i psocić, i nastraszać wróble i gołębie. A ma tylko lichy balkon pół metra na pół metra i kręte, wijące się schody na 2 piętro. Zawsze jednak zwycięża spacer. I przyjemność łażenia na uprzęży, rozkosz każdego husky'ego.