niedziela, 30 sierpnia 2015

Bumerang i babie lato

Upaly mialy sie ku schylkowi. Jednak przesuszona, wyjalowiona ziemia nie byla widokiem przyjemnym dla oczu, a dla lap zapewne bylo to szorstkie doznanie. Trawy przypominaly wypalone wiechcie, zazwyczaj zielony mech wyschl tak, ze wygladal jak wiory po obcinaniu polaci drewna pila tarczowa. Zazwyczaj aktywne i wytrzymale chwasty karlaly, a ich lodygi zwalaly sie na martwa ziemie. Tylko niezmordowane pajaki snuly swoje sieci miedzy drzewami, coraz bardziej ogoloconymi z lisci. Jesien pukala do drzwi.

W domu Starszej Pani nastapilo ozywienie. Malo aktywny w czasie suszy Bumerang domagal sie spaceru juz od wpol do siodmej. Zaprzyjazniona "ciocia" Bumeranga, wyprowadzajaca psa w czasie rekonwalescencji Starszej Pani nie mogla sie nadziwic jego niesubordynacji. Pies zbiegal po schodach w pospiechu, czekal, az kobieta uchyli drzwi i wybiegal, nie zwracajac uwagi na dlugosc smyczy, prosto na wiechcie trawy w poszukiwaniu zapachow.
- Jak to sezon cieczek? - niedowierzala Starsza Pani, kiedy zdyszany Bumerang usadawial sie w przedpokoju do czyszczenia lap. Staruszka brala zazwyczaj kawal szmaty nasaczonej woda i delikatnie muskala psie lapy, aby pozbyc sie kurzu albo piachu - jak Ty sie zachowujesz? - grozila palcem z usmiechem.

Bumerang jednak nie zmienil zachowania podczas popoludniowego spaceru po parku, skakal zywo na kupy lisci walajacych sie przy drodze, interesowala go kazda kepka trawy nasaczonej eliksirem. Bywaly momenty, kiedy pies dostawal amoku. Mial nozdrza wypelnione zapachem, ale w oszolomieniu unosil leb do gory, niejako szukajac proweniencji tego fantastycznego narkotyku. Starsza Pani nie probowala odciagnac ciezkiego lba. - Niech niucha - jest taki silny, a ja nie moge ryzykowac upadku - mowila zaprzyjaznionym.

Pies wiec, caly umorusany w piachu, pyle, ze zdzblami trawy w siersci, pod koniec spaceru spowalnial kroku i wcale nie chcial isc do domu. Przystawal przy trawach, gdzieniegdzie niuchajac i spogladal na Starsza Pania. Staruszka na prozno probowala przemowic mu do rozumu. Glaskala, ciagnela delikatnie w strone domu. Pies ani drgnal. Trwal tak kilka minut, po czym, na nowo upojony zapachem, pozwalal sie prowadzic do dobrze znanych rewirow, naturalnie w swoim powolnym tempie. Bo kto chce wracac ze spaceru do domu? 

środa, 5 sierpnia 2015

Bumerang i troska Starszej Pani

Starsza Pani nie dowierzala. Termometr wskazywal 35 stopni. Wyszla na balkon, aby sprawdzic kierunek wiatru.
- Bumek, musimy przeczekac. - dotknela metalowej krawedzi balkonu i natychmiast wycofala reke z niemalym zdziwieniem.

Wrocila do swojej przerwanej krzyzowki, ale Bumerang nie dawal jej spokoju. Mial swoja pore wyjscia na spacer i nic nie moglo mu jej zaburzyc. Ten pies byl po prostu wyposazony w wewnetrzna busole, ktora bezblednie prowadzila go w meandrach czasu i przestrzeni. Podal Starszej Pani lape. Starsza Pani rzucila zdawkowe:
- Za goraco, i pochylona nad krzyzowka, z niedolaczna lupa w dloni, wpisywala kolejne brakujace litery do podanych hasel.

Bumerang sie niecierpliwil. Podawal druga lape. Starsza Pani uparla sie nie zauwazac psiej obecnosci. Powtarzala wciaz, ze jest goraco i tyle.
Pies zaczal wiec biegac w te i z powrotem i szczekac. To poderwalo Starsza Pania na dobre. Przygotowala wiec kubelek z woda, zalozyla obroze i smycz i ostroznie zeszli z Bumerangiem na zewnatrz.

Kiedy przechodzi sie przez podworka waskimi chodnikami, nie odczuwa sie skwaru odkrytych przestrzeni. Trotuary otoczone sa wierzbami i miniaturowymi sosnami, a przesmyk miedzy jednym, a drugim blokiem jest niewielki i przebiega w zasadzie przez ok. kilometr w cieniu. Ale zeby dostac sie do parku - ulubionego miejsca popoludniowego spaceru Bumeranga, trzeba przemierzyc 500 m chodnika w pelnym sloncu. Bumerang wiec z poczatku ciagnal klusem przez rozpalone plyty, ale kazdy dotyk poduszek o kamienie byl jak spacer po rozgrzanej brytfannie.

- A nie mowilam? Chodz piesku, musimy sie ukryc - Starsza Pani znalazla na trasie duzy krzew w trawie. Bumerang skakal z lapy na lape, skomlac z cicha. Starsza Pani polewala lapy woda i zraszala srebrzysty pysk zwierzecia. I tak co kilka metrow zatrzymywali sie w trawie, zeby w koncu dotrzec do przejscia dla pieszych.

Zapach mieknacego asfaltu byl nie do zniesienia. Pies puscil sie przodem, byle tylko dotrzec do traw. Starsza Pani, niemal biegnac, wylewala nieopatrznie wode z kubelka. W trawach byli bezpieczni - kilka susow i Bumerang szusowal po zagajniku i zapomnial o udrece. Starsza Pani patrzyla na psisko z luboscia, deliberujac:
- A moze trzeba Ci kupic buciki, zeby juz Cie nie pieklo? Tylko Ty nie lubisz niczego, co jest Ci narzucone. Jakzes prostestowal i plakal, jak zakladalysmy Ci szelki. I zakup na marne. Taki z Ciebie wolnosciowy pies.

Bumeranga juz nie bylo. Caly stal sie swoim instynktem i ciagnal w strone niewielkiej, legowej doliny, gdzie zwykle po deszczach pozostawalo bloto. Alez lubil w nim odpoczywac! Teraz tez nie przepuscil okazji, zeby sie w nim zanurzyc. Ku udrece Starszej Pani i jej dywanow.