czwartek, 31 grudnia 2015

Bumerangowa opowiesc noworoczna

Bardzo lubil starszego Pana mieszkajacego na lewo od swojego mieszkania. Zreszta sympatia plynela oczywiscie i z drugiej strony. Kiedy Pan Ryszard wychodzil po zakupy albo z nich wracal, zawsze glaskal Bumeranga, zwracal sie do niego pieszczotliwie, czasem dawal smakolyki. A w chwilach slabosci Starszej Pani potrafil nawet zaofiarowac Bumerangowi spacer. Pies wiec zaakceptowal przyjaznego sasiada i nieraz probowal wejsc do jego mieszkania. Raz zreszta polozyl sie od razu po wejsciu do korytarza i ani myslal wyjsc! W lecie i wczesna jesienia ich kontakty i spotkania na schodach byly czeste. W zasadzie widywali sie kazdego tygodnia i przystawali na "pogawedke".

Zima ograniczyla kontakty Bumeranga z sasiadem. Widywali sie rzadziej, a sasiad opuszczal mieszkanie, kiedy musial zrobic zakupy. Czasem wrecz prosil Starsza Pania, aby mu cos z miasta przyniosla. Wydawal sie zmeczony, bardziej zgarbiony i poruszal sie powoli, szukajac raczej stopni schodow, niz pewnie po nich stapajac. Bumerang lizal dlonie Pana Ryszarda, ale do jego mieszkania juz nie chcial wejsc.

Poczatek grudnia w zasadzie nie roznil sie niczym od poczatku listopada. Zawieruchy, slota, deszcze nie ustawaly. Bywaly chwile przejasnien, ale aura nie pozostawiala watpliwosci - ta zima nie bedzie biala. Starsza Pani zauwazyla jednak zmiane zachowania Bumeranga. Na pietrze, na ktorym mieszkali, pies tryskal energia. Skakal, zbiegal w pospiechu na dol, pociagajac za soba wiotka przeciez Starsza Pania. Na parterze bloku zwykle mu sie za to obrywalo. Starsza Pani upominala:
- Przeciez wiesz, ze babka nie ma juz dwudziestu lat. Dlaczego tak pedzisz?

Bumerang powtarzal swoje zachowanie przez okolo tydzien. Starsza Pani skarzyla sie na niego, ale zaden z zaprzyjaznionych wlascicieli psow spacerujacych w okolicy nie mial na to ani recepty, ani odpowiedzi. Ot, pies przyzwyczail sie do szybkiego tempa schodzenia po schodach. Moze to podekscytowanie spacerem? Wiele, nawet starszych psow tak sie zachowuje. Wiec Bumerang jest jednym z takich wesolych zgrywusow. Starsza Pani jednak nie dowierzala. Tak nagla zmiana? Pies ryzykowal upadkiem, bo schody byly skonstruowane w ksztalcie spirali. Zwykle byl uwazny, a teraz przez to swoje zbieganie potykal sie na polpietrach.

Ktoregos dnia Bumerang, zbieglszy na parter, zaczal przeciagle wyc. Starsza Pani probowala psa uspokoic, nadaremno. Bumerang usiadl na zadzie i plakal. Pomarszczone dlonie Starszej Pani na swojej glowie ignorowal i po minucie koncertu wracal do przerwanej czynnosci. Zagadka? Mysli kolataly w glowie Starszej Pani. - Moze mu przejdzie. Jeszcze ludzie pomysla, ze jest nieszczesliwy - zwierzala sie znajomej od Yorka, z ktorym Bumerang zwykl sie bawic.

 Tajemnica rozwiazala sie przed swietami. Bumerang zawyl jeszcze dwa razy, po czym przestal i zmienil swoje zachowanie. Ktoregos przedswiatecznego dnia Starsza Pani, tym razem ona w pospiechu przed przygotowaniami, zabrala psa i schodzac, natknela sie na sanitariuszy. Dwoch roslych mezczyzn wchodzilo do mieszkania Pana Ryszarda. Starsza Pani przystanela, ale Bumerang pociagnal smycz i zeszli. Po kilku dniach na drzwiach klatki schodowej Starsza Pani przeczytala o smierci Pana Ryszarda.


[*]






wtorek, 24 listopada 2015

Bumerangowe przygotowania do zimy

Na zewnatrz bylo wietrzno i mokro. Niebo bylo szare, klebily sie nieprzyjazne, utyte deszczem chmury. Padalo bez ustanku, zapowiadajac przyjemniejsza pore roku - zime. Przednowek nie nalezal jednak do ulubionych por ani Bumeranga, ani Starszej Pani. Ta ostatnia bowiem musiala przygotowac dom do nadejscia ostatnich tygodni roku: myla okna, froterowala podlogi, czyscila sloiki na przetwory i kupowala nagminnie "zapasy" swiateczne przed goraczka zakupow.

- Nareszcie nie bede musiala Cie czesac kazdego dnia - mowila, odkladajac juz i tak wyszczerbiona szczotke na "psia" polke. - I tak tego nie lubisz - smiala  sie, patrzac na swoje psisko. 

Bumerang rzeczywiscie zmienil sie nie do poznania. Nagle dostal wilczego apetytu i sprzatal smakolyki z miski z szybkoscia mysliwca bojowego. Jadl juz nie raz, dwa razy dziennie, ale domagal sie podstawienia miski takze wieczorem. Wtedy lakomie pochlanial ulubione parowki i sucha karme. Spal tez duzo dluzej niz zazwyczaj i budzil Starsza Pania pozniej, aby wyjsc na poranny spacer. Po kazdej promenadzie zreszta jadl i kladl sie spac, przeciagle mruczac. Starsza Pani cieszyla sie z tej zmiany:

- Dziadku, zmeczyles sie juz zabawami z suczkami i szykujesz sie do snu zimowego? - glaskala grzbiet swojego ulubienca. Bumerang dostal srebrnego, obfitego podszerstku. Bardzo przyjemnie bylo dotykac tego miekkiego puchu. A jeszcze przyjemniej bylo psine ogladac. Dotychczas raczej smukly i koscisty, Bumerang powiekszyl swoje rozmiary co najmniej o dwa numery! Kiedys nie lubiacy dotyku w okolicach zeber, teraz dal sie zaczepiac i tarmosic - tyle bylo puchu na jego skorze! Tylko spacery byly krotsze, pies nie wyciagal Starszej Pani na dlugie ekskapady. Zmoczone futro, zziebniete lapy prowadzily go prosto do cieplego domu. Starsza Pani nie oponowala. Trzeba sie przeciez przygotowac do zimy. Wtedy Bumerang bedzie w swoim zywiole.


sobota, 12 września 2015

Sny Bumeranga

Ten starszawy, ciemnoumaszczony pies-wilk, kiedy w koncu pozwalal sie zaprowadzic do domu, zmienial sie w spokojnego, cichego zwierzaka domowego. Po zabiegach higieniczno-pielegnacyjnych Starszej Pani po prostu kladl sie spac.

Za kazdym razem przypominalo to rytual. Najpierw pies krazyl wokol swojego legowiska, potem grzebal przednia lapa, drapal w posadzke, po czym przywykla do ciszy Starsza Pani slyszala przeciagle mruczenie i westchnienie. Niczym pluszowy mis z pozytywka w serduszku, Bumerang zasypial.

Czasem az Starszej Pani przykrzyla sie ta cisza, kiedy Bumerang nie przybiegal i nie zagladal jej w talerz (nie wiedziec czemu szczegolnie lubil ciasteczka wszelkich odmian), nie lasil sie, aby go popiescic albo podrapac po brzuchu. Na dobrych kilka godzin przepadal w swoim swiecie i nawet wejscie listonosza z emerytura czy odwiedziny kolezanek Starszej Pani nie przerywaly tej psiej komy. Czasem tylko wyraznie cos mu sie snilo i wtedy przewracal oczyma, drgaly mu lapy i popiskiwal cicho.

Tego dnia jednak Starsza Pani sie zaniepokoila. Pies lezal za jej fotelem, ukryty za firanka i wyraznie drapal lapami o posadzke. W koncu zaczal wyc, a jego cialo dostalo konwulsji i wydawalo sie, ze albo pies sie o cos uderzyl, albo cos go boli. Kobieta poderwala sie ze swojego fotela i szybko znalazla sie przy ciele psa.
- Bumerang! Obudz sie! - szturchala lekko psie lapy.
Pies jak nie odskoczyl od niej w przestrachu. Na szczescie nie bylo po drodze zadnych wystajacych kantow ani przedmiotow, o ktore mogl zawadzic.
Starsza Pani przestraszyla sie reakcji psa i wstala z kleczek.
- No co, nie poznajesz mnie ? - Juz miala odejsc, kiedy pies odzyskal swiadomosc.
Wtedy przylgnal do niej i zaczal pieczolowicie lizac zaglebienie jej dloni.
- No juz dosc piesku, dosc. Co ci sie snilo?! - staruszka oparla sie o porecz kanapy. Ale nie przestawala glaskac lba Bumeranga.

W koncu pies poszedl za Starsza Pania do kuchni. Staruszka miala tam ukryte smakolyki. Siegnela po zawijane, dwukolorowe miesne przekaski, ktore pomagaly starszym psom utrzymac zdrowe uzebienie. Pies jednak wcale nie chcial ich tknac. Patrzyl tylko na staruszke i za wszelka cene chcial lizac jej dlon. W koncu Starsza Pani dala za wygrana. Wrocila do salonu i swojej przerwanej lektury. A kiedy usiadla, pies spoczal u jej boku, spogladajac co chwila, czy ona na pewno jest przy nim.
-Jak dobrze, ze to byl tylko sen - powtarzala Staruszka, usmiechajac sie do Bumeranga. 

niedziela, 30 sierpnia 2015

Bumerang i babie lato

Upaly mialy sie ku schylkowi. Jednak przesuszona, wyjalowiona ziemia nie byla widokiem przyjemnym dla oczu, a dla lap zapewne bylo to szorstkie doznanie. Trawy przypominaly wypalone wiechcie, zazwyczaj zielony mech wyschl tak, ze wygladal jak wiory po obcinaniu polaci drewna pila tarczowa. Zazwyczaj aktywne i wytrzymale chwasty karlaly, a ich lodygi zwalaly sie na martwa ziemie. Tylko niezmordowane pajaki snuly swoje sieci miedzy drzewami, coraz bardziej ogoloconymi z lisci. Jesien pukala do drzwi.

W domu Starszej Pani nastapilo ozywienie. Malo aktywny w czasie suszy Bumerang domagal sie spaceru juz od wpol do siodmej. Zaprzyjazniona "ciocia" Bumeranga, wyprowadzajaca psa w czasie rekonwalescencji Starszej Pani nie mogla sie nadziwic jego niesubordynacji. Pies zbiegal po schodach w pospiechu, czekal, az kobieta uchyli drzwi i wybiegal, nie zwracajac uwagi na dlugosc smyczy, prosto na wiechcie trawy w poszukiwaniu zapachow.
- Jak to sezon cieczek? - niedowierzala Starsza Pani, kiedy zdyszany Bumerang usadawial sie w przedpokoju do czyszczenia lap. Staruszka brala zazwyczaj kawal szmaty nasaczonej woda i delikatnie muskala psie lapy, aby pozbyc sie kurzu albo piachu - jak Ty sie zachowujesz? - grozila palcem z usmiechem.

Bumerang jednak nie zmienil zachowania podczas popoludniowego spaceru po parku, skakal zywo na kupy lisci walajacych sie przy drodze, interesowala go kazda kepka trawy nasaczonej eliksirem. Bywaly momenty, kiedy pies dostawal amoku. Mial nozdrza wypelnione zapachem, ale w oszolomieniu unosil leb do gory, niejako szukajac proweniencji tego fantastycznego narkotyku. Starsza Pani nie probowala odciagnac ciezkiego lba. - Niech niucha - jest taki silny, a ja nie moge ryzykowac upadku - mowila zaprzyjaznionym.

Pies wiec, caly umorusany w piachu, pyle, ze zdzblami trawy w siersci, pod koniec spaceru spowalnial kroku i wcale nie chcial isc do domu. Przystawal przy trawach, gdzieniegdzie niuchajac i spogladal na Starsza Pania. Staruszka na prozno probowala przemowic mu do rozumu. Glaskala, ciagnela delikatnie w strone domu. Pies ani drgnal. Trwal tak kilka minut, po czym, na nowo upojony zapachem, pozwalal sie prowadzic do dobrze znanych rewirow, naturalnie w swoim powolnym tempie. Bo kto chce wracac ze spaceru do domu? 

środa, 5 sierpnia 2015

Bumerang i troska Starszej Pani

Starsza Pani nie dowierzala. Termometr wskazywal 35 stopni. Wyszla na balkon, aby sprawdzic kierunek wiatru.
- Bumek, musimy przeczekac. - dotknela metalowej krawedzi balkonu i natychmiast wycofala reke z niemalym zdziwieniem.

Wrocila do swojej przerwanej krzyzowki, ale Bumerang nie dawal jej spokoju. Mial swoja pore wyjscia na spacer i nic nie moglo mu jej zaburzyc. Ten pies byl po prostu wyposazony w wewnetrzna busole, ktora bezblednie prowadzila go w meandrach czasu i przestrzeni. Podal Starszej Pani lape. Starsza Pani rzucila zdawkowe:
- Za goraco, i pochylona nad krzyzowka, z niedolaczna lupa w dloni, wpisywala kolejne brakujace litery do podanych hasel.

Bumerang sie niecierpliwil. Podawal druga lape. Starsza Pani uparla sie nie zauwazac psiej obecnosci. Powtarzala wciaz, ze jest goraco i tyle.
Pies zaczal wiec biegac w te i z powrotem i szczekac. To poderwalo Starsza Pania na dobre. Przygotowala wiec kubelek z woda, zalozyla obroze i smycz i ostroznie zeszli z Bumerangiem na zewnatrz.

Kiedy przechodzi sie przez podworka waskimi chodnikami, nie odczuwa sie skwaru odkrytych przestrzeni. Trotuary otoczone sa wierzbami i miniaturowymi sosnami, a przesmyk miedzy jednym, a drugim blokiem jest niewielki i przebiega w zasadzie przez ok. kilometr w cieniu. Ale zeby dostac sie do parku - ulubionego miejsca popoludniowego spaceru Bumeranga, trzeba przemierzyc 500 m chodnika w pelnym sloncu. Bumerang wiec z poczatku ciagnal klusem przez rozpalone plyty, ale kazdy dotyk poduszek o kamienie byl jak spacer po rozgrzanej brytfannie.

- A nie mowilam? Chodz piesku, musimy sie ukryc - Starsza Pani znalazla na trasie duzy krzew w trawie. Bumerang skakal z lapy na lape, skomlac z cicha. Starsza Pani polewala lapy woda i zraszala srebrzysty pysk zwierzecia. I tak co kilka metrow zatrzymywali sie w trawie, zeby w koncu dotrzec do przejscia dla pieszych.

Zapach mieknacego asfaltu byl nie do zniesienia. Pies puscil sie przodem, byle tylko dotrzec do traw. Starsza Pani, niemal biegnac, wylewala nieopatrznie wode z kubelka. W trawach byli bezpieczni - kilka susow i Bumerang szusowal po zagajniku i zapomnial o udrece. Starsza Pani patrzyla na psisko z luboscia, deliberujac:
- A moze trzeba Ci kupic buciki, zeby juz Cie nie pieklo? Tylko Ty nie lubisz niczego, co jest Ci narzucone. Jakzes prostestowal i plakal, jak zakladalysmy Ci szelki. I zakup na marne. Taki z Ciebie wolnosciowy pies.

Bumeranga juz nie bylo. Caly stal sie swoim instynktem i ciagnal w strone niewielkiej, legowej doliny, gdzie zwykle po deszczach pozostawalo bloto. Alez lubil w nim odpoczywac! Teraz tez nie przepuscil okazji, zeby sie w nim zanurzyc. Ku udrece Starszej Pani i jej dywanow. 

sobota, 4 lipca 2015

Bumerang i szczescie powszednie

Starsza Pani powoli dochodzila do siebie. Z trudem wstawala, skarzac sie na sztywniejace stawy skokowe i kolanowe, ale leki robily swoje. Postanowila wiec wyprowadzac psa na spacer popoludniowy, to jest po obiedzie. Mowila wtedy:
- Wybacz, piesiu, ze tak czekasz. Babka wyprowadzi Cie na dlugi spacer. Musisz sie wybiegac.
Pies podawal Starszej Pani lape, aby mogla zalozyc obroze i smycz. Tak komunikowal sie z ludzmi kiedy wiedzial, ze czeka go cos dobrego. Albo kiedy zbroil i chcial przeprosic. Mlodsza Pani widziala w tym nawyk schroniskowy. Pies bywa tam czasem maskotka, ktora uczy sie prostych zachowan. Bumerang jednak przyswoil sobie podawanie lapy do wszystkich zachowan, ktore mialy tez sugerowac prosbe. Bo kiedy zostal jeden, jedyny raz zostawiony przed sklepem i przywiazany do slupa (Mlodsza Pani zajrzala tam, aby kupic kawe i obiecala psu, ze bedzie za kilka minut), podawal lape w gescie: "nie zostawiaj mnie, prosze".

Stopy Starszej Pani nie chcialy jeszcze poruszac sie z dawna lekkoscia. Ale Bumerang, zwlaszcza po swojej ucieczce, widocznie skruszal i nie ciagnal juz tak gwaltownie w kierunkach sobie tylko znanych. Byl nad wyraz spokojny, prowadzal sie dostojnie i zatrzymywal wtedy, kiedy smycz byla napieta. Teraz co prawda linka miala regulowana dlugosc (poprzednia smycz zostala z psa zdjeta w niewyjasnionych okolicznosciach, przepadla tez obroza), i dawala Bumerangowi kilkumetrowe pole manewru, ale i ona miala swoje granice. Pies zatem nie brykal w poszukiwaniu zapachow, szedl raczej powoli, ogladajac sie na Starsza Pania, czy ona za nim nadaza i gdzie jest. Wydawal sie pogodzony ze swoim stanem starzejacego sie psa i wrocil do swoich dawnych zwyczajow. Starszej Pani tez to odpowiadalo, bo miala na przyklad ochote usiasc na lawce, polozonej na uboczu zolnierskiego cmentarza. I Bumerang po kilku spacerach sam ja do niej prowadzil. A kiedy sie tam znajdowali, dostawal pic i przed niemaly kwadrans wylegiwal sie na trawie, smakujac polnych trawek i ziol. Pozwalal sie tez wyczesywac i spogladal leniwie na odlatujacy puch, unoszacy sie nad cmentarzem jak spadochrony dmuchawca.

Wrocila monotonia tych dni, ktore wraz z nadchodzacym latem rozleniwialy psa i Starsza Pania. Tak mialo byc, powtarzala staruszka, wyczesujac niesforne kleby siersci Bumeranga. - Teraz, kiedy jestes znow z nami, nie w glowie Ci przygoda. Ale uspokoiles sie i chyba Ci dobrze z nami, co? pytala.
Bumerang przymykal oczy.

niedziela, 21 czerwca 2015

Bumerang i choroba Starszej Pani

Pewnego dnia Starsza Pani nie wstala z lozka. Bumerang biegal wzdluz kanapy i podnosil swoim pyskiem skrawek koldry. Babcia jednak mogla co najwyzej uniesc tulow. Ale nie mogla zrobic ani kroku. Telefon byl daleko. Tak daleko, ze przejscie tych kilku metrow tego dnia Starsza Pani uwaza do dzisiaj za jeden z najdluzszych spacerow. Cala soba jednak ("Bog czuwa", powiedziala wtedy do psa na glos), przeczolgala sie, trzymajac sie mebli. Rece byly sprawne i kiedy udalo sie wreszcie dotrzec do aparatu, zrecznie wykrecila numer swojej corki:

- Nie moge chodzic. Przyjedz - wylkala to ostatnie slowo, patrzac zalosnie na szalejacego Bumeranga. Pies powinien od godziny przynajmniej byc na porannym spacerze. Wszystkie jego funkcje miesniowe zwrocone byly na wytrzymanie kolejnych kilkudziesieciu minut, do momentu przyjazdu corki Starszej Pani. Na szczescie, corka przyjechala bez zwloki.

Nie wiadomo bylo, co stalo sie z cialem Starszej Pani. Bumerang probowal lizac stopy, dlonie kobiety, ale nie udalo sie ich wprawic w ruch. Pani co prawda miala czucie w czlonkach, ale bardzo bolal ja kazdy ruch i miala wrazenie sztywnosci miesni. Pstryk - miesnie z dnia na dzien przestaly wykonywac swoje zadanie.
- Biedny piesku, kto teraz bedzie z Toba wychodzil? - glaskala glowe Bumeranga, kiedy pierwsze leki przeciwbolowe zaczely dzialac. Musi Cie zabrac twoja Pani. Ale przeciez Ty jestes staruszkiem, jak babka - dodawala, usmiechajac sie gorzko. Bumerang muskal ja wtedy swoim nosem, domagajac sie wiecej pieszczot. Moze to sprawi, ze cialo Starszej Pani wyzdrowieje?

Kiedy tego dnia po poludniu Starsza Pani zostala odwieziona taksowka do szpitala i przyprowadzona przez corke do gabinetu lekarza pierwszego kontaktu, ten, po przeprowadzeniu krotkiego, rutynowego wywiadu, zapytal:
- Jesli wyraza Pani zgode, mozemy Pania zatrzymac w szpitalu?
- No skad, Panie doktorze, a kto bedzie wychodzil z psem? Ja opiekuje sie psem wnuczki, ktora mieszka za granica. Pies sam sobie nie poradzi  - naciskala.
- Jak Pani chce, przepisalem dosc mocne leki.
- Mam corke, rodzine, oni sie mna zajma - uciela krotko Starsza Pani.

Glaszczac po glowie Bumeranga, wciaz powtarzala, ze zrobila blad. Bole nasilaly sie zwlaszcza noca tak, ze rano nadal miala klopoty ze wstawaniem. Dobrze, ze wlascicielka Bumeranga zmobilizowala swoich znajomych i przyjaciol do pomocy. Odzew byl szybki i serdeczny. Bumerang nie byl juz sam, mial kilka osob do wychodzenia na spacery. Stan Starszej Pani musial sie przeciez poprawic, ale jej starcze cialo potrzebowalo absolutnej regeneracji. Pies wiec muskal nosem dlonie kobiety, jakby mowil: - nie martw sie, bedzie lepiej. A teraz mnie poglaszcz.

Ale chyba i on poczul, ze jego szczesliwa egzystencja jest zagrozona. Do domu przychodzili coraz to nowi ludzie. Byli dla niego dobrzy, zyczliwi. Brali go na jego stale spacerzy do parku, krazyli po znanych mu miejscach na osiedlu. Jednak pies nie potrafil przyzwyczaic sie do zmian i jego pysk nie mial juz tego wyrazu satysfakcji, jak przedtem. Bumerang smutnial, tracil rezon. Spacerowal powoli, czesto wlokac swoje cztery lapy za nowymi panami i paniami. Byl przy tym grzeczny, niewidoczny. Jak nie Bumerang...

Po kilku miesiacach terapii lekami, Starsza Pani zaczela odzyskiwac sprawnosc. Lekarz nie kryl zadowolenia. Starsza Pani zaczely jednak nachodzic watpliwosci. A co, jesli choroba wroci i bedzie, jak na poczatku? Zapytala wtedy lekarza:
- Czy opieka nad psem nie pogorszy mojego stanu zdrowia?
- Prosze Pani...- lekarz potrzebowal namyslu. - Dla Pani spacery z psem to najlepsza rehabilitacja. Prosze z tego nie rezygnowac.
Tak Starsza Pani nie stracila wiary w Bumeranga. I pomalutku, na ile potrafily jej miesnie, zaczela krotkie, potem coraz dluzsze spacery. A Bumerang odzyskal wigor. 


sobota, 30 maja 2015

Bumerang i ucieczka

Sobotnie popoludnie nalezalo do typowych jak na te pore roku. Bylo ani zimno, ani goraco. Tylko wiatr byl dokuczliwy: unosil zapodziane torebki foliowe, ukladal fryzury przechodniom i ograniczal widocznosc. Niebo bylo zachmurzone, ale niebieskie. Nie spadla ani jedna kropla, choc Starsza Pani wygladala przez okno balkonu, spodziewajac sie deszczu.

- No i jak? Bierzemy parasol? - zapytala Bumeranga.
Pies podawal jej lape na znak, ze chce isc na spacer. Biegal wokol drzwi i wracal do Starszej Pani, ktora, jak to miala w zwyczaju, niespiesznie przygotowywala sie do wyjscia: nalewala wody do kubelka po twarogu, ktory teraz sluzyl Bumerangowi do picia, ubierala plowy kardigan i nylonowa chustke, wsuwala z uwaga pantofle i na koniec wprawnie nakladala obroze ze smycza na pysk zwierzecia.

Przeszli kilka kilometrow. Najpierw Starsza Pani zabierala Bumka na spacer wokol przestronnego parku, ktory powstal jako dowod przyjazni polsko-radzieckiej. Jedna czesc - dzika - byla rajem dla wszystkich czworonogow i ich wlascicieli. Skladala sie z kilka zagajnikow przedzielonych alejami i glownej arterii wylanej asfaltem. Prowadzila wprost na jeszcze wieksze i bardziej malownicze Pola Mokotowskie. Druga czesc - ta oficjalna - przypominala otwarty obiekt wojskowy. Postawiono mauzoleum upamietniajace zolnierzy Armii Czerwonej, po obu stronach wydzielono alejki, prowadzace do zapuszczonego polnego cmentarza. Gdzieniegdzie ktos kladl sztuczne bukiety i kolorowe wience. Cmentarza strzegl we dnie i w nocy policyjny radiowoz. Psom na teren drugiej czesc parku wzbroniono przychodzic.

Bumerang uwielbial myszkowac w trawach i znikac w zagajniku smuklych, rachitycznych jodel. Potem szli ze swoja Pania piaszczystymi alejkami, gdzie witaly ich znajome psy, pozdrawiali biegnacych i mamy z dziecmi. Bumerang mial w zwyczaju zagladac do wozkow i stykac swoj nos z nosem malych dzieci. Zadna ze stron nie protestowala. 

Po obejsciu parku Starsza Pani zazwyczaj wracala ta sama sciezka do domu. Sciezka, porosnieta topolami i mikro-debami, konczyla sie na ruchliwej ulicy, ktora samochody i komunikacja miejska jechaly z lotniska. Tam zwykle Bumerang przystawal i przygladal sie odjezdzajacym autobusom. Tego popoludnia jednak zapomnial o rutynie.

Stanal jak wryty na przejsciu dla pieszych i pociagnal Starsza Pania na lewo - w strone alejki pewnego zamknietego osiedla. Ten pas zieleni pokryty krzakami rozy sluzyl Bumerangowi do szybkiego marszu ze swoja mlodsza Pania. Zapewne Bumerang pamietal te ekskapady i, szarpiac mocno smycza, wymknal sie swojej leciwej opiekunce. Smycz powedrowala razem z psem w strone budek ochrony osiedla. Starsza Pani nie mogla nadazyc za znikajacym Bumerangiem. Wolala, machala na przechodniow - na prozno. Bumerang przepadl miedzy blokami.

niedziela, 3 maja 2015

Bumerang i sekretne miejsca

Bumerang zadomowil sie w mieszkaniu Starszej Pani. Poznal wszystkie zakamarki dwoch malych pomieszczen, zaznaczyl swoje ulubione legowiska garsciami klakow. Te puszyste platy unosily sie zreszta wszedzie, doprowadzajac Starsza Pani do pasji:

- Ile mozna sprzatac! Co dwa dni szoruje dywany szmata, a i tak jego siersc wychodzi klebami. Co to za praca - mawiala i wymachiwala przed Bumerangiem scierka.

Pies nic sobie z tego nie robil. Tak jak wybral sobie miejsce za fotelem na swoje legowisko nocne, tak kladl sie tam kazdego dnia o tej samej porze,  mruczac przeciagle.

Inne jego legowisko bylo przed telewizorem, wzdluz kanapy Starszej Pani, o dwa susy od balkonu. Dawalo mu dostep do swiezego powietrza, kiedy na balkonie bylo zimno, a w lecie orzezwialo przyjemna bryza. Tam pies skradal sie w srodku nocy, czasem nawet otwieral sobie lapa drzwi balkonowe i spal na zewnatrz do samego rana. 

W drugim pokoju, kiedy jeszcze jego Pani byla z nim, upatrzyl sobie miejsce pod stolem. I tam towarzyszyl swojej wlascicielce w ciagu dnia. Kiedy zas ta wyjechala, przestal zagladac do drugiego, wagonowatego pomieszczenia. Starsza Pani zamknela wiec drzwi i otwierala je tylko na specjalne okazje. A pies wybral nowe miejsce - podloge kuchni. Przyjemnie zimna, oblozona linoleum. Wygladal w tej mikro-przestrzeni jak pan na wlosciach, lezal bowiem zupelnie na srodku pomieszczenia. To naturalnie przeszkadzalo Starszej Pani:

- Przesun sie, bo babka gotuje - mawiala, machajac swoja prawica, co psa ruszalo o tyle, ze ustepowal miejsca i...wracal nieopodal. - Nie tu, nie tu, do przedpokoju - komenderowala Starsza Pani.

Chcac nie chcac Bumerang odchodzil, lapiac zapachy gotowanego miesa i ukladal sie w przedpokoju. Mial jednak na oku przygotowania do obiadu, a nuz Starsza Pani podrzuci jakas kosc albo kawalek miesa. Patrzyl swoimi skosnymi, bursztynowymi oczyma na wciaz wprawne rece Starszej Pani i byl gotowy do szybkiej reakcji. - Chlup - w podskokach chwytal rzucany kawalek i uciekal z nim do swojej stolowki, chowajac sie przed Starsza Pania. Miescila sie ona u wejscia do pokoju dziennego, na malym, welnianym dywaniku. Starsza Pani z poczatku przeganiala go ze "stolowki", ale potem dala za wygrana.

- No pochrup sobie - mawiala z sympatia, a potem przychodzila sprawdzic, w jakim stanie Bumerang pozostawil stolowke. I znow w ruch szla nieodzowna, szara scierka. I znow Starsza Pani narzekala na brudne dywany, usmiechajac sie do ladaca.
Co jak co, Bumerang i jej skradl serce.