niedziela, 21 czerwca 2015

Bumerang i choroba Starszej Pani

Pewnego dnia Starsza Pani nie wstala z lozka. Bumerang biegal wzdluz kanapy i podnosil swoim pyskiem skrawek koldry. Babcia jednak mogla co najwyzej uniesc tulow. Ale nie mogla zrobic ani kroku. Telefon byl daleko. Tak daleko, ze przejscie tych kilku metrow tego dnia Starsza Pani uwaza do dzisiaj za jeden z najdluzszych spacerow. Cala soba jednak ("Bog czuwa", powiedziala wtedy do psa na glos), przeczolgala sie, trzymajac sie mebli. Rece byly sprawne i kiedy udalo sie wreszcie dotrzec do aparatu, zrecznie wykrecila numer swojej corki:

- Nie moge chodzic. Przyjedz - wylkala to ostatnie slowo, patrzac zalosnie na szalejacego Bumeranga. Pies powinien od godziny przynajmniej byc na porannym spacerze. Wszystkie jego funkcje miesniowe zwrocone byly na wytrzymanie kolejnych kilkudziesieciu minut, do momentu przyjazdu corki Starszej Pani. Na szczescie, corka przyjechala bez zwloki.

Nie wiadomo bylo, co stalo sie z cialem Starszej Pani. Bumerang probowal lizac stopy, dlonie kobiety, ale nie udalo sie ich wprawic w ruch. Pani co prawda miala czucie w czlonkach, ale bardzo bolal ja kazdy ruch i miala wrazenie sztywnosci miesni. Pstryk - miesnie z dnia na dzien przestaly wykonywac swoje zadanie.
- Biedny piesku, kto teraz bedzie z Toba wychodzil? - glaskala glowe Bumeranga, kiedy pierwsze leki przeciwbolowe zaczely dzialac. Musi Cie zabrac twoja Pani. Ale przeciez Ty jestes staruszkiem, jak babka - dodawala, usmiechajac sie gorzko. Bumerang muskal ja wtedy swoim nosem, domagajac sie wiecej pieszczot. Moze to sprawi, ze cialo Starszej Pani wyzdrowieje?

Kiedy tego dnia po poludniu Starsza Pani zostala odwieziona taksowka do szpitala i przyprowadzona przez corke do gabinetu lekarza pierwszego kontaktu, ten, po przeprowadzeniu krotkiego, rutynowego wywiadu, zapytal:
- Jesli wyraza Pani zgode, mozemy Pania zatrzymac w szpitalu?
- No skad, Panie doktorze, a kto bedzie wychodzil z psem? Ja opiekuje sie psem wnuczki, ktora mieszka za granica. Pies sam sobie nie poradzi  - naciskala.
- Jak Pani chce, przepisalem dosc mocne leki.
- Mam corke, rodzine, oni sie mna zajma - uciela krotko Starsza Pani.

Glaszczac po glowie Bumeranga, wciaz powtarzala, ze zrobila blad. Bole nasilaly sie zwlaszcza noca tak, ze rano nadal miala klopoty ze wstawaniem. Dobrze, ze wlascicielka Bumeranga zmobilizowala swoich znajomych i przyjaciol do pomocy. Odzew byl szybki i serdeczny. Bumerang nie byl juz sam, mial kilka osob do wychodzenia na spacery. Stan Starszej Pani musial sie przeciez poprawic, ale jej starcze cialo potrzebowalo absolutnej regeneracji. Pies wiec muskal nosem dlonie kobiety, jakby mowil: - nie martw sie, bedzie lepiej. A teraz mnie poglaszcz.

Ale chyba i on poczul, ze jego szczesliwa egzystencja jest zagrozona. Do domu przychodzili coraz to nowi ludzie. Byli dla niego dobrzy, zyczliwi. Brali go na jego stale spacerzy do parku, krazyli po znanych mu miejscach na osiedlu. Jednak pies nie potrafil przyzwyczaic sie do zmian i jego pysk nie mial juz tego wyrazu satysfakcji, jak przedtem. Bumerang smutnial, tracil rezon. Spacerowal powoli, czesto wlokac swoje cztery lapy za nowymi panami i paniami. Byl przy tym grzeczny, niewidoczny. Jak nie Bumerang...

Po kilku miesiacach terapii lekami, Starsza Pani zaczela odzyskiwac sprawnosc. Lekarz nie kryl zadowolenia. Starsza Pani zaczely jednak nachodzic watpliwosci. A co, jesli choroba wroci i bedzie, jak na poczatku? Zapytala wtedy lekarza:
- Czy opieka nad psem nie pogorszy mojego stanu zdrowia?
- Prosze Pani...- lekarz potrzebowal namyslu. - Dla Pani spacery z psem to najlepsza rehabilitacja. Prosze z tego nie rezygnowac.
Tak Starsza Pani nie stracila wiary w Bumeranga. I pomalutku, na ile potrafily jej miesnie, zaczela krotkie, potem coraz dluzsze spacery. A Bumerang odzyskal wigor.