piątek, 16 lutego 2018

Odejscie Bumeranga

Czasem wydaje sie, ze pewne rzeczy sie nie koncza, pewni ludzie i pewne zwierzeta nie odchodza, a najpiekniejsze chwile i tluste lata nigdy sie nie przemina. Tak tlumaczyla sobie swoje bycie z Bumerangiem Starsza Pani. Przez 6 i pol roku bycia razem, z okazjonalnymi wizytami innych czlonkow rodziny, wytkali sobie jedyna w swoim rodzaju nic porozumienia, relacje, o ktorej wiedzieli tylko on i ona.

- To moja najlepsza rehabilitacja, moj terapeuta - powtarzala za swoim lekarzem Starsza Pani, kiedy ktos z niedowierzaniem kiwal glowa, ze staruszka wyprowadza na spacer duzego przeciez czworonoga. 

Czworonog jednak nie odstepowal Pani na krok, owszem, urzadzal swoje amory i oddalal sie, aby wywachac upajajace zapachy, ale na swoja starosc zrobil sie posluszny. Znikly nawyki upartego stania i wpatrywania sie w Pania, kiedy mial ochote isc w innym kierunku, niz ona. Mniej ciagnal, kiedy w okolicy pojawila sie jego sympatia. Staral sie tez odwracac glowe za kazdym razem, kiedy potrzebowal potwierdzic, kto go akurat wyprowadza i jakim tempem idzie. Jakby mowil niekiedy: zwolnij troche, no przyspiesz wreszcie, znow stoimy, o, to Ty! 

A jednak nastal ten czas, kiedy w mieszkaniu zrobilo sie przerazliwie pusto. Starsza Pani zrywala sie nad ranem i wygladala glowy psa wirujacej w firankach lub lap otwierajacych balkon. Kiedy jadla swoj podwieczorek, spogladala w strone korytarza, bo byla to pora Bumeranga na spacer. Kiedy przechodzila pod domem, przypatrywala sie balkonowi, bo a nuz, a moze czekaja tam, wystajace z poreczy, zawieszone w powietrzu jak pranie na sznurze, lapy psa. 

Dojmujaca cisza zajela miejsce uporzadkowanego rytmu, jakie przez ostatnie lata wypracowala sobie Starsza Pani. Nie bylo powodu, aby wstawac rano. Nie bylo powodu, aby prosic Panow pracujacych w jednym supermarkecie do rezerwowania puszek z karma. Nie bylo powodu, aby chodzic do parku. Nie bylo powodu, aby kolekcjonowac foliowe torebki. Nie bylo powodu, zeby odmawiac kolezankom wyjscia na potancowke albo na koncert. Nie bylo powodu, aby spozniac sie na msze do kosciola. Nagle skonczyl sie caly sens! 

Trudno go odnalezc, jak na Starsza Pania przystalo, w codziennosci. Mozna sie tylko zastanawiac, czy tam, gdzie teraz Bumerang jest, bedzie mu lepiej? Czy bedzie mial swoje przekaski? Czy da sie prowadzic na spacer przez laki i pustostany, przez parki i uliczki? Czy nie bedzie sam? Tego nie robi sie czlowiekowi, zeby tak go zostawiac. Bo naprawde wszyscy czekali, az psu zrobi sie lepiej. A jak na zlosc, dzien po dniu, odchodzil apetyt, pragnienie, sily, potrzeby, spacer, wzrok. A na koncu zycie...

Starsza Pani zarzeka sie, ze nie bedzie w jej zyciu kolejnego psa. Ze ten byl jedyny, ukochany. Ze teraz zostaja tylko kolezanki, koncerty i msze swiete. No i dwunozni czlonkowie rodziny. Teraz trzeba zajac sie wnuczetami. Ale Bumerang uparcie wlewa sie do jej codziennosci. I pewne, ze zostanie w niej na zawsze. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz